wtorek, 31 marca 2015

Motyli dziennik II

Siemaneczko ludziska! Tu wasza Ogórkowa a to drugi post z serii "Motyli dziennik"! Dziś będzie mniej przepisanego z mojego dziennika a więcej opowiadania o przygodach.

Godz. 14:50, ten sam dzień.
Marlenka nie che się ruszać, wezmę ja na dokładniejsze badania. Jednak gdy ona się nie porusza, Georg zaczyna chodzić. UFFF... Marlenka zobaczyła, że się na to nie nabieram i lata. Chociaż nadal nie chcą jeść gdy na nie patrzę...

Godz. 15:40
Wypuściłam Marlenkę, próbuję wymyślić jak przemycić Malcolma*, bo Georga też chcę wypuścić.


*Miałam wtedy dziwny pomysł, by zabrać Malcolma ze sobą jak jechałam do cioci na wieś XD

Godz. 16:09
MALCOLM TO SAMICA! JESTEM TEGO PEWNA NA 100%!!! Georga już wypuściłam i zastanawiam się nad domkiem** Malcolma, jednak od dziś Genowefy! Bo to samica!

**Chodziło o mini terrarium do tego pomysłu z przemyceniem Genowefy (Malcolma) XD

To tyle przepisanego z mojego dzienniczka, przykro mi, więcej wam nie napiszę. Tak jak mówiłam
(pisalam) będę teraz opowiadać o przygodach. A było ich całkiem sporo...

Wybrałam się z moją koleżanką pewnego dnia na łąki, tam gdzie zwykle łapałyśmy motyle.
Zapuściłyśmy się bardziej wgłąb chaszczy by obserwować gdzie latają najczęściej. Nie było szansy się zgubić bo trawa nie była wysoka. Maksymalnie w niektórych miejscach sięgała do brzucha. Kleszcza też nie miałybyśmy jak złapać, bo się odpowiednio ubrałyśmy. Spacerowałyśmy po suchej, wysokiej trawie, gdy nagle z niej wyłonił się cudowny, brązowy motyl. Nie mogłyśmy go nazwać, bo go jeszcze nie złapałyśmy. Biegłyśmy za nim, aż zaprowadził nas za drzewa, blisko łąki. Gdy przedarłyśmy się przez jabłonie i pokrzywy dotarłyśmy... hm... jakby polanę tylko, że niebo było zasłonięte koronami drzew a na środku stał duży, stary, drewniany dom. Nie był zadbany, wręcz przeciwnie - ściany miał porośnięte mchem i inną zieleniną. Zignorowałyśmy pięknego motyla i zaczęłyśmy się przyglądać domowi. Okna na wpół wybite ziały czarną pustką. drzwi, nie tknięte stały na kamiennym schodku. Na około domu rosła pigwa, a to cenny materiał na soki więc zaczęłyśmy ją zbierać, a że miałyśmy przy sobie siatką (bo zawsze może się przydać) miałyśmy gdzie dawać złociste kule. Woń owocu pigwy rozprzestrzeniała się niesamowicie, co gdy patrzyłyśmy co chwilę na dom dawało to niezwykły urok. W końcu postanowiłyśmy się do niego zbliżyć. Przy samej ziemi, w ścianie widniała dziura. Zajrzeć tam się nie dało, bo było ciemno. Wpaść czy wejść tam się nie dało bo okienko było za małe. Włożyłam rękę. Moją dłoń zalał przyjemny chłód, a że był to gorący, letni dzień uznałam to jako przysługę. Moja koleżanka postąpiła tak samo. Wyjęłyśmy ręce a w tym samym momencie coś zaskrzypiało. Przerażone uciekłyśmy pod pigwę, ale okazało się, że to jakiś ptak usiadł na belce na dachu. Ale i tak więcej się nie zbliżałyśmy do tego domu. A motyle olałyśmy i zaczęłyśmy myśleć jak wykorzystać pigwę.
Jeszcze jedną z takich "przygód" pamiętam, jak wyszłyśmy na ulicę, by połowić kijanki w rowie. Wzięłyśmy tą siatkę bo miała podwójne zastosowanie: na motyle i na kijanki (rzadziej na pijawki). Moja koleżanka zobaczyła w pewnej chwili motyla, co prawda bielik, który wśród tego miasteczka (prawię wsi) uważany był za pasożyta. Ale motyl, to motyl - zawsze coś! Moja koleżanka rzuciła się za nim w pogoń, W ostatniej chwili ją złapałam za rękę, bo nie patrząc pod nogi zaczęła się zsuwać do rowu.
To tyle na dziś :D. Jak macie jakieś pytania odnośnie serii motyli dziennik piszcie na: ogorkowa.blog@gmail.com   a w temacie w piszcie: motyli dziennik.
ale nie tylko o to pytajcie. Ten gmail stworzyłam dla was jakbyście mieli jakieś pytania bezpośrednio do mnie czyli Ogórkowej. Pytania też możecie zadawać w komach, jak wolicie. Papatki
                                                            Małe kłociaki wszystkich kłotowatych ^3^



                                                                   ~Ogórkowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz