,,Ostatni galop”
By Naamciak
VI
2 miesiące temu…
Karę źrebię stało nad klifem i wpatrywało
się w księżyc. Siedziało tak kilka godzin. Jego blask sprawiał że Moon potrafił
chociaż trochę mniej myśleć o tamtym zdarzeniu, gdy był młodszy patrzył na niego
co noc, był jego jedynym przyjacielem, aż w końcu źrebakiem zainteresował się
Armin. Potem zaczęli się razem bawić, ścigać, nawet czasem wspólnie patrzyli na
księżyc. Gdy poznał też inne źrebaki w stadzie nie potrzebował już swojego niemego,
świetlistego przyjaciela. Armin był najlepszym przyjacielem Moon’a, zawszę
trzymali się razem. Nadzieja patrzyła chwilę na źrebię, w końcu podeszła
bliżej…
- Długo tak tutaj siedzisz? –
Moon podniósł głowę.
- Trochę… długo… w sumie to
straciłem poczucie czasu – Powiedział kary malec dalej wpatrując się w księżyc.
- Nie rozumiem, co takiego
jest ciekawego w księżycu. Siedzisz tu i ciągle się w niego wpatrujesz…
- To jedyna teraz mi
najbliższa rzecz… - do oczu Moon’a napłynęły łzy. Nadzieja spuściła wzrok.
- Mamy przecież jeszcze
siebie, no nie? Nie martw się Moon! Wszystko będzie dobrze… Chill po nas wróci…
- Głos klaczki mimo wszystko załamywał się. Moon patrzył jeszcze chwilę na
księżyc po czym zmierzył Nadzieję wzrokiem.
- Chill już nie wróci,
naprawdę tego nie rozumiesz…? – powiedział zdenerwowany źrebak – Większość
zginęła lub się poddała! Zmarli już nie wrócą! Straciliśmy tego dnia bliskich,
straciłem matkę i przyjaciół… - Moon zaczął płakać – Nie poradzimy sobię…
Została nas tylko garstka… - Nadzieja wbiła w ziemię wzrok.
- T-to prawda… nie damy rady…
wszystko stracone… - Bułana klacz również zaczęła płakać.
- D-dlaczego ja jestem taki
słaby…? – Nadzieja podniosła wzrok – Inni poświęcili swoje życia za nasze
życia, a my nie potrafimy nic zrobić by to życie nabrało jakiegokolwiek sensu…
Teraz gdy nasze stado się rozpadło, wystarczy chwila nieuwagi a możemy tu
wszyscy zginąć… To miejsce stało się piekłem.
- Jeszcze nie wszystko
stracone… Musimy walczyć. Nie możemy się jeszcze poddać Moon, chcę by moi
rodzice byli chociaż ze mnie dumni… - Klacz rozpłakała się na dobre – Chcę
chociaż spróbować… chcę udowodnić że mogę się do czegoś przydać, nie ważne czy
ktoś mi powie że nic nie zdziałam, ja wieże że jeszcze nie wszystko stracone i
będę walczyć, tak by zrobił Chill i wszyscy którzy tego dnia zginęli. Są
bohaterami, bo to oni oddali życie za nasze marzenia Moon. Niech wiedzą że nie
zrobili tego na daremno – Moon patrzył na księżyc. Był on jego sprzymierzeńcem,
karę źrebię drążyło go wzrokiem na wskroś, poza księżycem zdołał dostrzec
swojego zmarłego ojca. Kary ogier zginął broniąc stada przed pumami, walczył
razem z innymi, podążał zawsze śladami Bahusa
który był jego wzorem do naśladowania. Moon czuł się jakby miał teraz obowiązek
walczyć, chciał by jego ojciec mógł być z niego dumny… - Masz rację… Nie możemy się teraz poddać… gdy zajdzie taka
potrzeba by stanąć do walki, ja będę gotowy…
- Ja też! – krzyknął Armin
który najwyraźniej podsłuchał całą rozmowę – to przeze mnie teraz wszyscy
cierpią… Gdybyśmy wtedy nie poszli do legowiska wilków, to wszystko by się nie
wydarzyło… - Gniady malec spuścił wzrok.
- To nie twoja wina, i tak
prędzej czy później by nas to spotkało… - Powiedziała nadzieja.
Źrebaki siedziały tak jeszcze
długo wpatrując się w księżyc aż w końcu usnęły…
Coś ten rozdział jest taki sobie... xP Mimo wszystko kocham pisanie na spontanie :3 Mam nadzieję że wam się podoba.
~Naamciak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz