,,Ostatni galop”
By Naamciak
IX
Kara klacz leżała na zielonej trawie, nasłuchiwała
śpiewu ptaków, szumu drzew … z czasem skupiała się na szumieniu strumienia.
Nasłuchiwanie było w tym momencie najciekawszą rzeczą. Z ranną nogą nie była
wstanie za dobrze się poruszać. Wciąż
pamiętała tamten moment, te uczucie gdy widziała jak oddala się coraz
bardziej od płonącej stadniny, później straciła przytomność.
- Już się obudziłaś? – Endy
podniosła głowę, nad nią stał jabłkowity ogier.
- Chill…? Co… co się stało? –
Kara klacz nie potrafiła przypomnieć sobie tego co zaszło kilkanaście godzin
temu – Ałaa…. Moja głowa…
- Straciłaś przytomność,
Endy. Spokojnie jesteśmy już daleko od stadniny – Chill uśmiechnął się.
- Co..? Gdzie reszta? –
spytała klacz.
Chill nie wiedział co
powiedzieć.. po chwili odwrócił głowę, posmutniał.
- Chill!! Pytam, gdzie są
inne konie?! – Endy zdawała się być zdenerwowana, próbowała się podnieść.
- Reszta… - zaczął niepewnie
– została… zostali w stadninie.
Endy pobladła. Przez chwilę
nikt się nie odzywał.
- Jak… jak mogłeś… -
Powiedziała klacz. Chill podniósł głowę i spojrzał jej w oczy – Jak mogłeś ich
tam zostawić?! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?! –
ryknęła nagle.
- Nie byłem w stanie uratować
wszystkich! Wierzę że dali sobie radę…
- Wierz w to dalej, proszę! A
tym czasem możliwe że właśnie ktoś próbuje przerobić ich na klej… Mogłeś
chociaż pomóc Aronowi, on bardziej potrzebował pomocy. Ja bym sobie świetnie
poradziła sama.
- No… na pewno byś sobie
poradziła… - powiedział ironicznie ogier – ledwo co chodziłaś, i mało co nie
zostałaś spalona.
Endy pobladła, patrzyła na
Chill’a przestraszona. Usiadła na trawie, teraz patrzyła na swoje kopyta i
próbowała o wszystkim zapomnieć. Chill zaniepokoił się, podszedł do klaczy.
- Wszystko gra? – spytał.
- Chill… dziękuje.
Chill wydawał się być nieco
zaskoczony.
- To nic… zobaczysz Endy,
znajdziemy ich – pocieszył przyjaciółkę. Milczał chwilę po czym powiedział:
- Hej, wybacz że o to pytam,
ale dlaczego nie chciałaś wtedy skakać przez ogień? – Endy podniosła głowę,
spojrzała na jabłkowitego ogiera.
- Mówiłam już, trauma… chcesz
wiedzieć z kąt ona?
- J-jeśli nie chcesz mówić,
nie musisz – Chill odwrócił wzrok.
- Skoro zapytałeś, to pewnie
oczekujesz że ci odpowiem. To nic. Po prostu gdy byłam źrebakiem, przeżyłam
podobny pożar… - Endy obserwowała uważnie latającego wokół niej motyla –
pamiętam ten incydent doskonale... moje stado uciekało przez płonący las,
mieliśmy dotrzeć na bezpieczną polanę, wszystkie zwierzęta pędziły za nami, ja
biegłam z matką. W tym tłumie trudno było się skoncentrować. Nagle moja matka,
potknęła się o korzeń, zdezorientowana odbiegłam na bok, lecz ona została
stratowana przez resztę pędzących mustangów. Gdy były już daleko, podbiegłam do
mamy, chciałam jej pomóc, wtedy zorientowałam się że dookoła są również inne
konie, którym zabrakło sił by biec dalej. Nagle matka odepchnęła mnie od
siebie, spadło na nią walące się drzewo. Zawyła z bólu, nie wiedziałam co robić, tak strasznie
chciałam ją ratować, ale ona jedynie krzyczała żebym uciekała za stadem, mówiła
,, Endy, ty musisz przeżyć, proszę uciekaj”, zapłakana zaczęłam biec przed
siebie, w stronę gdzie popędziło stado, nie zwracałam na nic uwagi, po prostu
biegłam. Gdy zatrzymałam się i spojrzałam w stronę drzewa… - przerwała Endy,
przełknęła ślinę… - moja matka została już pochłonięta przez ogień… - Endy
spuściła głowę, łzy napłynęły jej do oczu – od tamtej pory, obiecałam sobie, że
będę silna, że będę potrafiła następnym razem uratować swoich bliskich, że już
nikt więcej nie zginie… a teraz… nie potrafiłam innym pomóc… nie mam pojęcia co
się z nimi dzieje, nie wiem czy w ogóle ktoś jeszcze żyje. – Chill spuścił
wzrok.
- Wiesz… Endy… też miałem
kiedyś stado i też nie byłem wstanie im pomóc… zostałem odłączony od reszty.
Jedyne co byłem w stanie zrobić, to skupić uwagę napastnika na sobie. Boję się
o nich… - Zapadła cisza… nagle przerwała ją kara klacz.
- Gdy trafiłam do stadniny,
inni pomogli mi się odnaleźć. Od tamtej pory, oni byli moim stadem. – klacz
przerwała na chwilę – Był pokaz… mieliśmy skakać przez ogień… gdy miałam
skoczyć, przypomniałam sobie tamten pożar… nie dałam rady, Chill.
- Nie przejmuj się tym, to
normalne, każdy ma swoje wady i zalety.
- Teraz pozostaje nam tylko
odnaleźć ich. Jeśli będziemy tutaj tak siedzieć, to nic nie zrobimy, lepiej się
pośpieszmy bo może być już za późno.
- Niema mowy. Póki nie zagoi
się twoja rana, nie ruszamy się z tond – powiedział troskliwie Chill.
- Nie, Chill, ona się nie
zagoi tak szybko, poza tym, kula utknęła w ranie. Wyleczyć to może tylko
weterynarz. – Chill zamilkł, to prawda, Endy potrzebowała pomocy lekarza, ale
teraz nie mogli za wiele zrobić. Musieli iść.
- Dobrze więc, lecz jeszcze
nie teraz, musimy odpocząć. Później wyruszymy. Znajdziemy resztę, obiecuje ci
to Endy, obiecuje, i już nigdy nasze stado się nie rozłączy.
~Naamciak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz